Kim jestem…? Królem? Learem…? A może… człowiekiem…?
25 września Opera na Zamku wystawiła premierowy spektakl „Szukając Leara: Verdi”. Była to tym samym ostatnia premiera w tymczasowej siedzibie opery. Ale za to jaka!
Wystarczy powiedzieć, że reżyserem był sam Michał Znaniecki (z pomocą Zofii Dowjat). Ale to za mało! Dodajmy do tego, że na spektakl składały się największe arie Mistrza sztuki operowej- Verdiego. Nadal mało… Dodatkowo świetni soliści… Już prawie mamy spektakl. Dołóżmy jeszcze prawdę, emocje i historie, przeżywane przez Mieszkańców Domu Pomocy Społecznej. Tak powstał Lear…
Verdi, mając niespełna 30 lat, zapragnął stworzyć operę, która byłaby dziełem jego życia. Tą najlepszą, najbardziej emocjonalną i doskonałą muzycznie. Taki miał być Król Lear. Dlaczego miał być, a nie jest. Bo ta opera tak naprawdę nigdy nie powstała. Verdi napisał muzykę, libretto, ale z upływem czasu „pożyczał” sobie fragmenty, które pisał do Leara, do innych oper. Powstały Rigoletto, Traviata, Makbet, Nabucco, czy Trubadur… A w każdej z nich fragment Leara. I to ta „najlepsza część”. Znaniecki postanowił poszukać tego Leara. I udało mu się. Stworzył spektakl oparty na fragmentach oper Verdiego (które napisane były pierwotnie do Leara), brakujące elementy uzupełnił narracją szekspirowską (dramat Szekspira Król Lear).
Na scenie widzimy człowieka. Starszego, schorowanego- Króla Leara (w tej roli- Jerzy Artysz). Towarzyszą mu inni ludzie. Tak do niego podobni. Niektórzy na wózkach inwalidzkich, inni tak jak on schorowani. Człowieka w rozterce, pełnego emocji. Ojca. Nagle pojawiają się jego córki- Goneryla (Małgorzata Kustosik) i Regana (Joanna Tylkowska- Drożdż). Opowiadają jak bardzo go kochają, czego to by dla niego nie zrobiły. A on im wierzy. Kiedy pojawia się trzecia córka- Kordelia (Ewa Biegas), która nie potrafi opisać swojej miłości do ojca, ten- odrzuca ją, dzieląc swój posag pomiędzy dwie pozostałe. I zostaje sam. Córki robią karierę. A on nadal sam… Nagle, Lear popada w obłęd, orientuje się w zamiarach córek, Kordelia wraca. Jednak jest już za późno- umiera, w ramionach ojca. A on, wraz z nią…
W całej historii towarzyszą nam Seniorzy. To oni są tymi, którzy znają prawdę, prawdziwe zamiary córek. Próbują przekonywać Leara, jednak na próżno. To oni pierwsi widzą jego upadek. Znają to ze swojego doświadczenia. Często opuszczeni, oddani, niechciani. Na scenie są po prostu sobą. Opowiadają o burzy, wojnie… Jest taki fragment, kiedy to kilka starszych osób kolejno opowiada swoją historię wojenną, w tle- narastająca muzyka z Makbeta. Chór śpiewa coraz głośniej, głosy zaczynają się nakładać… I wtedy- ogromne wzruszenie na sali, wiele osób ociera łzy… Połączenie niezwykle ekspresyjnej muzyki z tak emocjonalnymi przeżyciami, opowiadanymi przez ludzi, którzy naprawdę tam byli, naprawdę mają to wszystko „za sobą” stworzyło sztukę, jakiej jeszcze nie było…
Nie zabrakło również strony muzycznej. Aria „Ave Maria” (Desdemony z Otella) w wykonaniu Ewy Biegas, świetnej sopranistki, znów sprawiła, że na widowni pojawiły się łzy. Śpiewaczka idealnie interpretowała postać, nadała jej wrażliwości, charakteru. Zauważyła to publiczność, która poruszona, wsłuchiwała się w skupieniu w każdą frazę wyśpiewywaną czy wypowiadaną przez śpiewaczkę. Kolejne poruszenie wywołała Małgorzata Kustosik, zaczynając arię z „Trubadura”. Silny, ekspresyjny mezzosopran wybijał się ponad dwa pozostałe głosy. Śpiewaczka, jak zawsze, została doceniona przez zachwyconą publiczność.
Na scenie był również narrator. Premierowy spektakl należał do Michała Dudzińskiego, który świetnie odegrał swoją rolę. Stworzył wiarygodną postać, pełną ekspresji i prawdy w przekazie. W kolejnych spektaklach mogliśmy zobaczyć Wojciecha Malajkata, który zupełnie inaczej zinterpretował postać błazna. Nieco bardziej stonowanie, powściągliwie.
Błazen niejako „tłumaczył” spektakl. Dopowiadał. To do niego należała również końcówka- sam na scenie, wszyscy odwróceni od niego. W tle- Lear i Kordelia…
Lear opowiada historię człowieka. Człowieka starszego, często zapomnianego. Mówi o słabościach, ale też i o sile. A przede wszystkim- oddziałuje na widza. To piękna chwila, kiedy widzi się ludzi, widzów, wzruszonych do łez, nagradzających owacjami na stojąco aktorów, solistów i orkiestrę. A tutaj tak było. To był niewątpliwie jeden z najbardziej emocjonalnych spektaklów, jakie w ostatnich latach, zaproponowała Opera na Zamku. Dzięki osobom z Domów Pomocy Społecznej sztuka nabrała nowego wymiaru. Dostała tę prawdę, szczerość. Przez to przekaz był tak silny. Miejmy nadzieję, że Lear pojawi się jeszcze kiedyś w Operze na Zamku. To niezwykły i piękny spektakl.
użyte zdjęcia: fot. W. Piątek
http://blog.szczecin.eu/kultura-i-wydarzenia/kim-jestem-krolem-learem-a-moze-czlowiekiem/