„Traviata” w Operze Śląskiej: Będzie współcześnie, ale to nie opera w jeansach

Pokazy mody, selfie z umierającą bohaterką, czat przez Skype’a i bajeczna scenografia – najnowsza premiera Opery Śląskiej to mariaż klasyki ze współczesnością. Mieszanka wybuchowa, jakiej w bytomskiej operze jeszcze nie było. „Traviata” w reżyserii Michała Znanieckiego i pod kierownictwem muzycznym Bassema Akikiego zaskoczy pewnie niejednego widza, bo pierwsze skrzypce grają tu nie utalentowani artyści, a… smartfon!

To nie żart. Telefon komórkowy wkroczył na operowe salony. Co wyjdzie z połączenia dzieła Giuseppe Verdiego z technologią mobilną przekonamy się już w piątek, 7 grudnia o godz. 18, podczas premierowego wystawienia najnowszej bytomskiej produkcji. To wersja na wskroś współczesna, ale jak zapowiada reżyser, nie będzie to opera w jeansach.

„Traviata” to opera Giuseppe Verdiego z 1853 roku, która została oparta na „Damie kameliowej” Alexandra Dumasa, traktująca o miłości śmiertelnie chorej kurtyzany zakochanej bez pamięci w młodym poecie Alfredo Germoncie. Pierwotnie akcja melodramatu rozgrywała się w Paryżu i w podparyskiej posiadłości w drugiej połowie XIX wieku, jednakże w wersji Michała Znanieckiego historia została przeniesiona do czasów nam współczesnych, a zamiast kurtyzany mamy celebrytkę, potężną kobietę trzęsącą światem mody i mediów. Dumas nakreślił społeczno-obyczajową powieść, Verdi tchnął w nią nowe życie, a Znaniecki dorzucił aktualną autoanalizę współczesnego społeczeństwa.

– Nasza najnowsza premiera jest spektaklem na licencji Opery na Zamku w Szczecinie – wyjaśnia Łukasz Goik, dyrektor Opery Śląskiej w Bytomiu. Opera Śląska i wspomniany teatr zawarły porozumienie, na mocy którego będą wymieniać się spektaklami. – Taką strategię wybraliśmy na czas remontu sceny i zascenia – podkreślił. Dzięki temu szczecińska publiczność zobaczy w 2020 roku „Romea i Julię”. – Bardzo się cieszę, że udało się ponownie nawiązać współpracę z cudownym zespołem Michała Znanieckiego i, że jest też z nami Bassem Akiki. Zespół jest gwarancją sukcesu i dobrej, sympatycznej pracy, a na tym nam zależało – zaznacza Łukasz Goik.

To już kolejna odsłona “Traviaty” na deskach Opery Śląskiej

Tytuł ten już wielokrotnie gościł na operowym afiszu. Opera ta pierwszy raz została wystawiona w Operze Śląskiej w 1946 roku, a rolą Alfredo z „Traviaty” na bytomskiej scenie osiem lat temu debiutował Andrzej Lampert. Jednakże takiej wersji jeszcze tu nie było. W operze jak w soczewce skupiają się wady społeczeństwa cyfrowego podporządkowanego technologii mobilnej. Reżyser portretuje społeczeństwo reprezentujące generację oyayubi zoku, kultury kciuka, dla której telefon stanowi peryferyczną pamięć, środek komunikacji z innymi, ale i źródło uciech i autopromocji. Notoryczne wykonywanie „selfie”, rozsyłanie zdjęć do znajomych, czy ich publikowanie w wirtualnej sieci, to znamiona ery ciągłej aktywności telekomunikacyjnej, nieustannego podłączenia do Sieci.\

Wykorzystanie telefonu komórkowego już jakiś czas temu wkradło się do spektakli teatru tańca współczesnego m.in. w spektaklach amerykańskiego zespołu „Zvidance” w 2011 roku, w teatrze to coraz częstszy rekwizyt, ale w operze? To zdecydowane novum. W „Traviacie” Znanieckiego chór wielokrotnie korzysta z telefonów. Artyści robią selfie, ale też fotografują się z publicznością, a wreszcie niczym bezwzględni paparazzi pstrykają zdjęcia umierającej Violetcie. Reżyser zdradza, że w operze pojawia się jeszcze jedna scena nawiązująca do współczesności i pokazująca relacje międzyludzkie. – W pierwszym akcie Violetta w pewnym momencie słyszy głos Alfredo dobiegający zza sceny. W naszej wersji pojawia się rozmowa przez Skype’a (aplikacja umożliwiająca rozmowy przez Internet- przy. autora). Alfredo znalazł Violettę na Skypie i śpiewa jej do kamery. Nasze relacje międzyludzkie są dziś coraz bardziej wirtualne. Także pierwsze spotkanie Violetty i Alfredo miało miejsce za pośrednictwem Internetu – wyjaśnia Znaniecki. Reżyser zwraca uwagę także na niszczycielską moc używanego niewłaściwie telefonu komórkowego. – Nieustannie robimy sobie zdjęcia, które mają budować, kreować nasz wizerunek, a ten często nie pokrywa się z prawdą. Wykonując komuś zdjęcia i publikując je, możemy też zniszczyć tę osobę – mówi.

Traviata Znanieckiego nie jest już kurtyzaną, ale współczesną kobietą sukcesu. – Szukałem zawodu czy też pozycji społecznej, która kojarzy się z zasadę: wszystko na sprzedaż. Musiała to być osoba mająca wpływ na wiele rzeczy, mimo że nie ma tak naprawdę wielu zdolności. Inspiracją stały się takie postaci jak szefowa Voque’a, czy bohaterowie filmów „ Prêt-à-porter” oraz „Diabeł ubiera się u Prady” . Znamy pokazane tam postacie, wiemy jak są silne i jak mogą stać się kruche– zdradza Michał Znaniecki, reżyser opery.

Przy najnowszej produkcji Opery Śląskiej pracują nagradzani artyści. Pełną przepychu scenografię stworzył Luigi Scolio, który za scenograficzną oprawę do „Romea i Julii” (Opera Śląska) oraz „Bulwaru Zachodzącego Słońca” (Teatr Rozrywki) otrzymał w 2018 roku Złotą Maskę. Czy powtórzy ten sukces? Czas pokaże. Natomiast chorografię ułożyli Elżbieta Pańtak, założyciel i dyrektor Kieleckiego Teatru Tańca oraz Grzegorz Pańtak, który dla Opery Śląskiej przygotował choreografię do „Romea i Julii”. Oboje mają już w swoim dorobku artystycznym stworzenie choreografii do „Traviaty” dla Narodowej Opery Izraelskiej w 2014 r. oraz do „Traviaty” wystawionej w 2016 r. w Operze na Zamku w Szczecinie.

– Praca przy „Traviacie” to spełnienie moich dwóch marzeń. Pierwszym była ponowna praca z Joanną Woś, z którą spotkaliśmy się przy okazji wielkich i ważnych dla mnie produkcji, takich jak „Lukrecja Borgia”, czy „Łucja z Lammermooru” w Operze Narodowej. Drugim marzeniem było zrealizowanie w Bytomiu tego, co było niemożliwe w Szczecinie, czyli zbudowanie dwóch planów: jednego na widowni, a drugiego na scenie – wyjaśnia Michał Znaniecki.

Bassem Akiki o muzyce

Opera porusza trudne tematy. Jest tu mowa o walce ze śmiertelną chorobą, gorącym uczuciu łączącym dwoje ludzi oraz o ludzkich dylematach czasami urastających do rangi absurdu. – Początek „Traviaty” to muzyka pełna radości i beztroski. Leje się szampan, zabawa trwa. Tak jest zarówno w salonie u Violetty, jak i później na balu u jej przyjaciółki Flory ( w wersji reżyserskiej Michała Znanieckiego to pokazy mody). Ale już rozmowa Violetty z Germontem, ojcem jej ukochanego w II akcie, potem rozstanie z ukochanym Alfredem, a w końcu śmierć Traviaty, to warstwa przepełniona tragizmem. Mamy tu klasykę samą w sobie, to odejście Violetty od Alfreda, tuż przed śmiercią bohaterki – podkreśla Bassem Akiki, kierownik muzyczny „Traviaty” w Operze Śląskiej.
Warstwę muzyczną w orkiestrze tworzą przede wszystkim instrumenty smyczkowe. Uwertura, a w zasadzie preludium, zbudowane jest z trzech motywów: choroby, miłości (instrumentalnie podkreślonej przez wiolonczele) i jako kontrapunkt – zabawy. – W uwerturze mamy więc aż trzy mocno zróżnicowane tematy, które tu jednak współgrają, przenikają się. Motyw miłości i pustki beztroskiej zabawy, pokazują nam dwa oblicza Violetty. Ze względu na swoją profesję, obraca się w świecie płytkim, powierzchownym, bezwartościowym, skoncentrowanym na błahej rozrywce. Z drugiej strony, okazuje się jednak zdolna do głębokiego uczucia i wierności jednemu mężczyźnie. Potrafi zrezygnować z dawnego stylu życia. Niestety, pojawia się choroba, która ostatecznie niweczy wszystko – mówi Bassem Akiki.

– Jestem z natury optymistą, więc pomimo tego, że „Traviata” jest tragiczną operą, lubię ją. Verdi był mistrzem kontrastu. Pojawiają się tu trzy tematy, które uwielbiam, czyli: cierpienie, zabawa i miłość. Wszystkie przeplatają się ze sobą – dodaje dyrygent.
Traviata, Violetta Valry, to skomplikowana postać. Zaskakuje ją zarówno miłość do Alfredo, jak i wyniszczająca choroba. W roli tej zobaczymy Joannę Woś, znaną bytomskiej publiczności m.in. z kreacji Angioliny w „Don Desiderio”. – Cieszę się, że sięgamy głębiej i przenosimy akcję opery do naszych czasów. Kiedyś problemem była gruźlica i życie na świeczniku, a w tej chwili mamy inne choroby. Niewiele się zmieniło. Coraz szybsze tempo życia i nieszczęścia, które nas dotykają dotyczą każdego z nas – przyznaje Joanna Woś, odtwórczyni roli Violetty Valery, której życiorys wzorowany był na paryskiej kurtyzanie Marguerite Gautier, ukochanej Dumasa.

Alfredo to postać złożona

Postać Alfredo Germonta, młodego kochanka Violetty Valery jest złożona i nie można jej jednoznacznie ocenić. Niektórzy przypisują mu podłość i wyrachowanie, inni uważają, że jest niedojrzały. Jaki jest naprawdę? – Alfredo dał się wkręcić. To postać nie z tego świata. Kocha Violettę i zostaje z nią do końca, pomimo jej ciężkiej choroby. Od początku żywi do niej autentyczne uczucie. Dla mnie Alfredo jest postacią pozytywną – przyznaje Andrzej Lampert, odtwórca roli Alfredo. – Pozostaje do samego końca z Violettą. To trochę tak, jak w życiu. Mam tutaj na myśli rodzinę, małżeństwo, choć w przypadku Violetty i Alfredo był to związek nieformalny. Kiedy jesteśmy z kimś, przyjmujemy to z całym dobrodziejstwem. Bardzo mi się to podoba i swobodnie wcielam się w tę postać. Alfredo jest partią, którą śpiewam najdłużej w swoim życiu. Partią tą debiutowałem tutaj, w Operze Śląskiej, 8 lat temu. Dlatego też jest to dla mnie powrót, ale w zupełnie nowej odsłonie, ponieważ ta „Traviata” jest bardziej współczesna. Zazwyczaj jestem fanem klasycznych rozwiązań, ale tutaj ta współczesność nie jest taka nachalna, męcząca. To nawiązanie do współczesności. Cieszę się także, że będę miał zaszczyt towarzyszyć Joannie Woś, która jest jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą, Traviatą w tym kraju – dodaje Andrzej Lampert.

Diagnoza społeczeństwa

W „Traviacie” w wersji Michała Znanieckiego pojawia się diagnoza współczesnego społeczeństwa. Realizacja ta stanowi zarazem dowód na to, że opera jest uniwersalna i nie starzeje się. – Musi być uniwersalna. Podczas prac nad spektaklami zawsze daję jedynie niewielkie wskazówki artystom, ponieważ każdy ma inne doświadczenia, które są też bliskie publiczności. Taka autoanaliza jest potrzebna w operze. Opera mówi za nas, stanowi lustro, tak jak chciał tego Verdi. Jesteśmy Verdiemu wierni i wdzięczni za ten moment refleksji nad naszymi przywarami, który przychodzi wraz ze spektaklem – podkreśla Michał Znaniecki. Zdecydowana większość społeczeństwa jest dziś uzależniona od swoich smartfonów i korzystania z Internetu. – To stało się naszym uzależnieniem i jest bardzo skomplikowane do rozwiązania, ale nie będziemy szukać rozwiązania tego problemu w „Traviacie”. Może w jakiejś następnej produkcji uda się to zrobić i wymyślić, co można zrobić z telefonami, które nami zawładnęły – zapowiada.
Libretto: wg „Damy Kameliowej” A. Dumasa: Francesco Maria Piave.

Realizatorzy

REALIZATORZY- Kierownictwo muzyczne: Bassem Akiki, reżyseria: Michał Znaniecki, scenografia: Luigi Scoglio, choreografia: Elżbieta Pańtak, Grzegorz Pańtak, kostiumy: Joanna Medyńska, reżyseria światła, projekcje: Bogumił Palewicz, asystent dyrygenta: Rafał Kłoczko, Grzegorz Brajner asystent reżysera: Bernadeta Maćkowiak, Grzegorz Pańtak, asystentka kostiumografa: Anna Zwiefka, kierownik chóru: Krystyna Krzyżanowska-Łoboda, kierownik baletu: Grzegorz Pajdzik, zastępca kierownika baletu: Aleksandra Piotrowska-Zaręba

W roli Violetty Valery – Joanna Woś, Marcelina Beucher, jej ukochany Alfredo Germont- Andrzej Lampert, Maciej Komandera, rolę ojca Alfredo, jako Giorgio Germont, kreują- Stanislav Kuflyuk, Adam Woźniak.
Soliści, Chór, Balet i Orkiestra Opery Śląskiej pod dyrekcją Bassema Akiki.

Zrealizowano w oparciu o licencję udzieloną przez Operę na Zamku w Szczecinie.