Nie pierwszy raz reżyseruje Pan „Pajace” i „Rycerskość wieśniaczą”?
To prawda, wielokrotnie sięgałem do tych tytułów. Zdarzało mi się nawet realizować ten sam tytuł dwunastokrotnie – w różnych krajach, teatrach, dla innej publiczności. „Pajace” to opera, do której wracam bardzo często, ponieważ pozwala mi zawsze na otwarcie wielu kierunków interpretacyjnych. Opowiada o emocjach, które są ukrywane pod maskami. Także o wartości teatru, o jego ważności w naszej cywilizacji i za każdym razem, w każdej epoce, to są wielkie emocje i wielkie wyzwania dla reżysera. „Pajace” i „Rycerskość wieśniacza” to para najczęściej pokazywana wspólnie. To swego rodzaju tradycja, żeby pokazać kompozytorów z tej samej epoki, obszaru poszukiwań, czy też samego momentu historycznego, ewolucji opery w stronę weryzmu.
Obie opery były pisane na konkurs.
Tak, dlatego miały pewne ograniczenia. Ale kiedy już ruszyły w swoją drogę sceniczną dodawano do nich nowe fragmenty i wprowadzano korekty. Do dziś istnieją właśnie w wersjach poprawianych czy to przez samych kompozytorów, czy to przez ich następców, uczniów. Trzeba zaznaczyć, że kolejne wersje znacząco odchodziły od oryginalnego podejścia do danego utworu.
Czy możliwość pracy z nową, oryginalną partyturą przygotowaną specjalnie przez wydawnictwo Bärenreiter w jakiś sposób zmieniło Pana podejście do tych dzieł?
Odczuwam wielką przyjemność, ale i wielką odpowiedzialność kiedy po wielu latach mogę pracować z oryginalnymi partyturami, czyli z fundamentalnymi zamysłami obu kompozytorów. To wyzwanie pokazać publiczności zdjęcie „ozdobników”, które były dodane później.
W minionym sezonie mogliśmy oglądać na białostockiej scenie „Dyptyk wielkanocny” w Pana reżyserii, gdzie postaci „Via Crucis” i „Rycerskości wieśniaczej” przenikały z jednego dzieła do drugiego. Teraz zestawia Pan dzieło Mascagniego z „Pajacami”.
W obydwu dziełach jest tragedia, są emocje i szargające bohaterami uczucia. Pokazywanie tych tytułów razem jest też ciekawe ze względu na fakt, że oba powstały na wspominany już konkurs. Bazują więc na pewnego rodzaju poszukiwaniu postaci i ich prawdy. W przygotowywanej aktualnie inscenizacji, postaci będą się przenikać, tak jak to miało miejsce w poprzednim łączeniu obu części „Dyptyku wielkanocnego”. Traktuję to jako obowiązek reżysera, bo podczas jednego wieczoru pokazujemy kompletny spektakl – dwa tytuły. Postaci z „Pajaców” będą się spotykać, albo zostaną osadzone w „Rycerskości wieśniaczej” w nieco przewrotny sposób. Jestem przekonany, że to właśnie jest pociągające, aby za każdym razem znaleźć takie połączenia. Publiczność potrzebuje rozpoznania postaci, a nie każdorazowego uczenia się ich na nowo.
Jakim kluczem otwiera Pan te dwie partytury? Gdzie będzie tym razem położony akcent?
Akcenty powinny wynikać z tego, co jest już w muzyce. Z tego, co kompozytor zapisał w partyturze. Dodatkowo czytam archiwalne dokumenty z epoki: listy, czasem manifesty. A te dwie opery są właśnie pewnym manifestem szukania prawdy, szukania czegoś nowego w operze. Mniej ważna jest scenografia, kostium, czy ubieranie spektaklu w jakiejś wielkie atrakcje wizualne. Do naszego spektaklu scenografię przygotowuje niezastąpiony Luigi Scoglio. Jak zawsze będzie ona zaskakująca i ciekawa, ale ideowo nie będzie na pierwszym planie. Istotą jest szukanie prawdy psychologicznej i w tym wypadku na tym się skupię.